Pierwszym, interesującym obiektem na naszym szlaku była świątynia Wang. Charakterystyczny dla Karkonoszy kościółek bardzo często odwiedzany przez turystów, został zbudowany w XIII w. w Norwegii, skąd został przetransportowany do Polski w XIX wieku.
KOŚCIÓŁ WANG W KARPACZU |
Niebieskim szlakiem po około trzech godzinach wspinaczki, mijając słynne karkonoskie schroniska Samotnię i Strzechę Akademicką dotarliśmy na Śnieżkę, najwyższy szczyt Karkonoszy oraz całych Sudetów. Podziwianiu widoków mogłoby nie być końca.
NASZA TRÓJKA PRZED WEJŚCIEM NA ŚNIEŻKĘ |
Popołudniem poruszaliśmy się wzdłuż granicy polsko – czeskiej, aż do przełęczy Okraj, będącej przejściem granicznym. Po czeskiej stronie przez kilka kilometrów szliśmy całkowicie w dół, podziwiając widoki charakterystyczne dla karkonoskich krajobrazów i czeskich wiosek rekreacyjnych. Około godziny 23.00 z braku innej odpowiedniej dla nas perspektywy, postanowiliśmy spędzić noc w lesie pod gołym niebem na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego. Na stromych zboczach udało nam się odnaleźć kawałek płaskiego terenu w sam raz dla trzech osób. Pod strachem, że mogą nas przyłapać strażnicy parku nie rozbijaliśmy namiotu, przespaliśmy się tylko na karimatach.
SKALNE MIASTO ADRSZPACH - CZECHY |
W pobliżu Teplic nad Metują odkrywaliśmy drugie wspaniałe skalne miasto. Po południu zgubiliśmy szlak, przez co straciliśmy około godziny czasu. Drogę wskazali nam robotnicy popegeerowskiej chlewni. Tego dnia noc spędziliśmy na podwórku u pewnego gospodarza.
Następnego dnia trasa wiodła przez czeską część Gór Stołowych. Wielokrotnie pojawiały się punkty widokowe zapierające dech w piersiach. Liczne głazowiska, wąwozy oraz strome podejścia urozmaicały naszą wyprawę. Pod wieczór napotkaliśmy malinowe pole. Szkoda, że tak krótko zatrzymaliśmy się tutaj. Po zimnej kąpieli w strumyku dotarliśmy prawie pod Hronov, gdzie spędziliśmy noc.
Następny etap naszej wyprawy był dosyć męczący. Kilkanaście kilometrów szliśmy w ulewnym deszczu. Byliśmy zmoknięci na wylot. Zwiedzanie miasta Nachod, szczególnie wzgórza zamkowego, nie należało do przyjemności. W restauracji wydaliśmy ostatnie korony na hamburgery. Na dworcu bezsensownie czekaliśmy przez prawie pół godziny na pociąg, który miał nas zawieść do przejścia granicznego. Jechał tam bardzo krótko, gdyż było oddalone od dworca około dwóch kilometrów. Do centrum Kudowy Zdrój odcinek pięciu kilometrów pokonaliśmy pieszo. Na terenie schroniska młodzieżowego otrzymaliśmy pozwolenie na rozbicie namiotu. Za niewielką opłatą mieliśmy dostęp do prysznica i kuchni. Ta ostatnia służyła nam jako suszarnia. Nad kuchenką gazową suszyliśmy nasze buty, skarpety, w spodniach wypaliłem dziurę.
Przedostatniego dnia naszej wyprawy odwiedziliśmy jedyną w swoim rodzaju kaplicę czaszek, której wystrój urządzono z ogromnej ilości kości ludzkich.
Kaplica czaszek, Kudowa Zdrój
Do rezerwatu „Błędne Skały” dojechaliśmy przypadkowo jadącym tamtędy samochodem. Dobrze się stało, bo pogoda była okropna i podejście na szczyt nie należało do łagodnych. Błędne Skały wraz z niedalekim „Szczelińcem” będącym najwyższym szczytem Gór Stołowych stanowią największą atrakcję tego regionu i są odwiedzane przez liczne grupy turystów. Charakteryzują się imponującymi formacjami skalnymi, licznymi labiryntami, zapadliskami i szczelinami. Bez mapy terenu można łatwo się zgubić.
BŁĘDNE SKAŁY |
Byliśmy także w rezerwatach „Torfowisko Batorowe” oraz „Skały Puchacza”, skąd roztaczają się wspaniałe widoki na okolice. Chcąc zdążyć do schroniska przed nocą podjęliśmy desperacki marsz serpentyną z Karłowa do Kudowy. Prawie dziesięć kilometrów przeszliśmy w godzinę i piętnaście minut.
SANKTUARIUM W WAMBIERZYCACH |
W Wambierzycach, do których dojechaliśmy autobusem podziwialiśmy ogromne sanktuarium Matki Bożej Królowej Rodzin oraz kalwarię. W drodze na Skalne Grzyby odwiedziliśmy bogaty w eksponaty skansen. Wieczorem byliśmy w Kłodzku, które doznało zniszczeń w czasie powodzi w lipcu 1997 roku. Oczekując na pociąg do Wrocławia noc spędziliśmy na dworcu PKP, śpiąc na ławkach.
Ogólnie rzecz biorąc wyprawa udała się. Tylko ta pogoda, nieprzespane noce w dwuosobowym namiocie oraz Jacek G.- ksiądz (tylko dla wtajemniczonych) przez którego niepotrzebnie musieliśmy wracać wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz