Witam na mojej stronie internetowej. Powyżej w menu znajdziesz informacje o moich zainteresowaniach. Dowiesz się co lubię robić, jakiej muzyki słucham i jakie książki czytam i tak dalej. Po stronie prawej znajdują się opisy moich wycieczek krótkich i długich. Niektóre strony są w przygotowaniu. Zapraszam.

Licznik odwiedzin




poniedziałek, 5 marca 2012

2001 USA, CAMP LOHIKAN

Dziewiętnastego czerwca 2001r. dzięki firmie Camp America udałem się w podróż na półkulę zachodnią do USA. Według umowy miałem spędzić tam 9 tygodni w jednym z wielu amerykańskich „campów”, czyli obozów, pracując tam jako członek obsługi.


Do USA dotarłem oczywiście drogą lotniczą linią British Airways, lecąc z Warszawy, z przesiadką w Londynie i lądowaniu na lotnisku Kennedyego w Nowym Jorku. Była to moja najdalsza dotychczas podróż i jednocześnie pierwszy lot samolotem pasażerskim. Wylot z Londynu o godz. 20 w kierunku zachodzącego słońca było interesującym doświadczeniem. O północy słońce było ciągle nad horyzontem i było widno jak w dzień.





Moim miejscem docelowym był Camp Lohikan w górach Pocono w Pensylwanii. Było to coś w rodzaju kolonii – obozu, którego uczestnikami byli amerykańskie dzieci oraz młodzież szkolna. Mieszkali oni w dość dużych domkach letniskowych usytuowanych wśród lasów. Codziennie uczestniczyli oni w różnych zajęciach rekreacyjnych takich jak: strzelnica, łucznictwo, basen, korty tenisowe, jazda konna, plaża, gry i zabawy plastyczne, kółko fotograficzne, itp. Tam jako Campower Team Member pracowałem głównie w kuchni, przy sprzątaniu jadalni, zmywaniu naczyń oraz w pracach porządkowych na terenie obozu. Personel stanowili obcokrajowcy, głównie z Europy Wschodniej: Rosji, Czech, Słowacji, Polski, Rumunii, Białorusi i Ukrainy.

Praca była trochę monotonna, niekiedy ciężka. Urozmaiceniem było to, że czasami personel mógł korzystać z rozrywek przeznaczonych dla młodzieży. Kilka razy pływałem łódką i kajakiem po pobliskim jeziorze oraz bawiłem się w strzelectwo. Ucieczką od monotonii był także jednodniowy wyjazd na „wesołe miasteczko”. Tutaj zasmakowałem nieco innej rozrywki: szalone kolejki, ogromne wysokości, urządzenia wywracające człowieka do góry nogami, karuzele, samochodziki itp. Cały dzień typowego amerykańskiego szaleństwa.



WORLD TRADE CENTER - 11 WRZEŚNIA 2001
Tak się złożyło, że byłem w USA wtedy, gdy naród amerykański doznał szoku na skalę wszechczasów. Dzień 11 IX 2001 na zawsze pozostanie w pamięci nie tylko USA, ale całego świata. Nowojorskie wieże World Trade Center przestały istnieć dzięki terrorystom samobójcom, którzy wykorzystali dwa samoloty pasażerskie do ich zniszczenia. Byłem w Nowym Jorku tydzień po zamachu.


TIMES SQUARE - MANHATTAN - NOWY YORK


Do Polski wracałem w atmosferze ogólnego napięcia społecznego. Zamknięte lotniska, wzmożona kontrola ważnych obiektów, podejrzenia wobec osób pochodzących z krajów muzułmańskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz