Do USA dotarłem oczywiście drogą lotniczą linią British Airways, lecąc z Warszawy, z przesiadką w Londynie i lądowaniu na lotnisku Kennedyego w Nowym Jorku. Była to moja najdalsza dotychczas podróż i jednocześnie pierwszy lot samolotem pasażerskim. Wylot z Londynu o godz. 20 w kierunku zachodzącego słońca było interesującym doświadczeniem. O północy słońce było ciągle nad horyzontem i było widno jak w dzień.
Moim miejscem docelowym był Camp Lohikan w górach Pocono w Pensylwanii. Było to coś w rodzaju kolonii – obozu, którego uczestnikami byli amerykańskie dzieci oraz młodzież szkolna. Mieszkali oni w dość dużych domkach letniskowych usytuowanych wśród lasów. Codziennie uczestniczyli oni w różnych zajęciach rekreacyjnych takich jak: strzelnica, łucznictwo, basen, korty tenisowe, jazda konna, plaża, gry i zabawy plastyczne, kółko fotograficzne, itp. Tam jako Campower Team Member pracowałem głównie w kuchni, przy sprzątaniu jadalni, zmywaniu naczyń oraz w pracach porządkowych na terenie obozu. Personel stanowili obcokrajowcy, głównie z Europy Wschodniej: Rosji, Czech, Słowacji, Polski, Rumunii, Białorusi i Ukrainy.
Praca była trochę monotonna, niekiedy ciężka. Urozmaiceniem było to, że czasami personel mógł korzystać z rozrywek przeznaczonych dla młodzieży. Kilka razy pływałem łódką i kajakiem po pobliskim jeziorze oraz bawiłem się w strzelectwo. Ucieczką od monotonii był także jednodniowy wyjazd na „wesołe miasteczko”. Tutaj zasmakowałem nieco innej rozrywki: szalone kolejki, ogromne wysokości, urządzenia wywracające człowieka do góry nogami, karuzele, samochodziki itp. Cały dzień typowego amerykańskiego szaleństwa.
WORLD TRADE CENTER - 11 WRZEŚNIA 2001 |
TIMES SQUARE - MANHATTAN - NOWY YORK |
Do Polski wracałem w atmosferze ogólnego napięcia społecznego. Zamknięte lotniska, wzmożona kontrola ważnych obiektów, podejrzenia wobec osób pochodzących z krajów muzułmańskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz