Witam na mojej stronie internetowej. Powyżej w menu znajdziesz informacje o moich zainteresowaniach. Dowiesz się co lubię robić, jakiej muzyki słucham i jakie książki czytam i tak dalej. Po stronie prawej znajdują się opisy moich wycieczek krótkich i długich. Niektóre strony są w przygotowaniu. Zapraszam.

Licznik odwiedzin




środa, 7 marca 2012

2002 CZECHY

WYPRAWA ROWEROWA

Wyprawa rowerowa, którą odbyliśmy ja i Krzysztof w drugiej połowie sierpnia 2002 roku zawiodła nas do naszych południowych sąsiadów, do Czech. Naszym założeniem było odbyć wycieczkę rowerową przy jak najmniejszych kosztach. I tak przez cały czas nocowaliśmy pod namiotem omijając wszelkie płatne kempingi i pola namiotowe. Żywność kupowaliśmy w tanich marketach, a ciepłe posiłki gotowaliśmy na kuchence turystycznej. Ten rodzaj turystyki wymaga wielu wyrzeczeń i jest odpowiedni dla osób, które są w stanie znieść spartańskie warunki. Dzięki temu mogliśmy zwiedzić zdecydowanie więcej i taniej, niż to, co oferują różne biura turystyczne.
Wrażeń jak na 20 dniową wycieczkę było nie mało. Już na samym początku wydawało się, że wszystko sprzysięgło się przeciwko nam. W Olsztynie Krzysztof przepłacił na bilecie kolejowym i na wymianie waluty. Jazda pociągiem najpierw do Torunia, gdzie na stacji Toruń Miasto zdążyłem wysiąść tylko ja z moim rowerem. Krzysiek zmuszony był jechać dalej sam do dworca głównego. Dnia następnego zmuszeni byliśmy zorganizować w przedziale kolejowym mini warsztat naprawczy. Trzeba było wymienić dętkę w tylnym kole. Klejenie nic nie pomagało. Jakby tego było mało, będąc już w Czechach pierwsze dwie noce musieliśmy spędzić pod namiotem w jednym miejscu ze względu na rozszalałą wichurę i padający deszcz. Miejsce to znajdowało się na rozmokłym gruncie w pobliżu jakichś chlewni z dala od miasteczka. Mimo tych wszystkich niedogodności nie zniechęciliśmy się, co zostało nam to później wynagrodzone w postaci pięknej, słonecznej pogody do końca podróży.

Rowerowa część podróży rozpoczęła się na dworcu PKP w Szklarskiej Porębie i biegła przez północną, górzystą cześć Czech. Potem pojechaliśmy do stolicy oraz zwiedziliśmy jej okolice. Następnie byliśmy na Morawach, skąd udaliśmy się w kierunku przejścia granicznego w Pietraszynie koło Raciborza.

Prachowskie Skały

Pierwszy etap zawiódł nas do miasta Rumcajsa, Jiczyna i Jiczyńskiego Lasu. Tam „błądziliśmy” po skalnym mieście zwanym Prachowskimi Skałami. Następnie zahaczyliśmy o zamki Trosky, Hruba Skała, Valdstejn, które leżąc w pięknych, skalnych sceneriach stanowią często odwiedzane przez turystów atrakcje Czeskiego Raju. Koło Liberca wspięliśmy się na szczyt góry Jeszted (1012m n.p.m.), skąd przy dobrej widoczności można zobaczyć Polskę. Swoją wspaniałą przyrodą i krajobrazem górskim urzekła nas Czeska Szwajcaria znajdująca się na pograniczu niemieckim. Tam odbyliśmy dwie wycieczki piesze, z których jedna zawiodła nas do najdłuższego utworzonego przez naturę mostu skalnego w Europie, tzw. „Prawcickiej Bramy”. Po pożegnaniu gór ruszyliśmy do centralnej części kraju odwiedzając zamki Krzywoklat i Karlsztejn, będących dumą czeskiego narodu.

Zamek Karsztejn


W Pradze spędziliśmy dwa dni. Nie udało nam się znaleźć taniego noclegu, więc spędziliśmy noc w namiocie w krzakach w samym środku czeskiej stolicy. Obowiązkowo zwiedziliśmy Hradczany - królewskie wzgórze, w skład którego wchodzi kompleks zamku królewskiego (założonego w IX wieku), bazylika św. Jerzego, słynna Złota Uliczka, ogrody królewskie z Belwederem oraz, budowana przez sześć stuleci, katedra św. Wita. Katedra jest historycznym panteonem narodowym narodu czeskiego, tu spoczywają władcy Czech, przechowywane są tutaj insygnia koronacyjne królów czeskich w tym Korona Świętego Wacława. Pochowany jest tutaj Św. Jan Nepomucen (XIV w.), którego zrzucono z pobliskiego mostu Karola do rzeki Wełtawy. Zamek na Hradczanach jest od 1918 roku siedzibą prezydenta republiki. Po Hradczanach zwiedziliśmy Małą Stranę i Stare Miasto, gdzie podziwialiśmy słynny ratuszowy zegar „Orloj” oraz Most Karola, nie wspominając o innych ciekawostkach.

Ekscentryczną atrakcją turystyczną jest ossuarium w Kutnej Horze, w której z czaszek i kości ludzkich urządzono w sposób artystyczny wnętrze kaplicy. Z żyrandola, świeczników, krzyży, monstrancji i innych elementów dekoracyjnych „patrzy” na odwiedzających około 30 tysięcy czaszek, przypominając o ofiarach wojny trzydziestoletniej, wojen husyckich oraz epidemii czarnej dżumy. Wyjątkowa pomysłowość i dzieło sztuki.





Natomiast w Brnie, oprócz zwiedzania katedry, twierdzy Špilberk oraz innych ciekawostek, mieliśmy okazję być w tzw. Krypcie Kapucynów, która słynie ze zmumifikowanych ciał mnichów i ważnych osobistości miasta. Ciała ułożone w szeregu są widoczne dla każdego zwiedzającego. Na ścianie został umieszczony napis: „Kim my byliśmy wy jesteście; kim my jesteśmy wy będziecie”. Dosyć makabryczne.

Po wyjeździe z Brna głupim trafem zgubiliśmy się. Był wieczór, a ja nie miałem telefonu, więc nie mogliśmy się skontaktować. Noc w namiocie spędziłem samotnie. Tymczasem Krzysztof „relaksował” się gdzieś w przydrożnych zaroślach czeską nocą pod chmurką. Spotkaliśmy się dopiero pod wieczór dnia następnego w odległym o 80 km Ołomuńcu. Mieliśmy jeszcze trochę czasu na powierzchowne zwiedzanie. Między innymi w katedrze natknęliśmy się na pochowane szczątki polskiego męczennika św. Jana Sarkandra.

Tak się złożyło, że naszych południowych sąsiadów odwiedzaliśmy podczas tragicznych powodzi. Były one dla nas przeszkodą, która zmieniła wcześniej zaplanowaną trasę. Wielokrotnie zwłaszcza w okolicach Deczyna i Pragi widzieliśmy jej katastrofalne skutki. W Deczynie policjant kierujący ruchem skierował nas pod bardzo stromą górę. Pół godziny pchania obładowanych rowerów wykończyły nas całkowicie.

Podsumowując, musimy przyznać, że Czechy nie są łatwym krajem dla podróżujących rowerami. Należy liczyć się z wysokimi, długimi podjazdami, jak i krętymi, niebezpiecznymi zjazdami. Miało to ogromny wpływ na długość pokonywanej trasy w ciągu dnia. Mile zaskoczyła nas duża kultura kierowców, którzy odnosili się do nas rowerzystów, z wielką życzliwością i sympatią, czego niestety nie możemy powiedzieć o polskich użytkownikach dróg. Wieść o naszej wojaży ułatwiła nam kilkakrotnie bezpłatne zwiedzanie ciekawych atrakcji turystycznych.

Całość trasy na rowerze wyniosła ok.1150 km, nie licząc przejść pieszych w terenach górskich. Była to jak dotąd najdłuższa nasza wyprawa rowerowa i w dodatku kraju górzystym, co niejedego mogłoby zniechęcić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz